poniedziałek, 19 grudnia 2011

Wiersz

Teraz dla odmiany wstawię przepiękny wiersz który napisał Grzegorz Żak.

"Kwestia W"

Grzesiowi dedykowane
...
Spójrz mi w oczy i wytłumacz
Gdzie tu sedno,sens, logika?
Lub gdzie wszystkich grzechów suma
Z której kary treść wynika

Nie mów mi, że nie rozumiem
I nie zbywaj czasu brakiem
Jakość Karmy pojąć umiem
Umiem zedrzeć wiary lakier

Że już lepiej? Że kres męki?
Święć się zawsze twoja wola?
W uszach grają dzwonów dźwięki
Bite pałką do baseballa

Człek ze wszystkim się pogodzi
Z tym, że młodzi umierają
Że co roku bóg się rodzi
Jedni biorą, inni dają

Albo przyznaj po cichutku
Żeś niewinny - nie istniejesz
W krąg radości stos - i smutków
Świat, co się po prostu dzieje
Grzegorz Żak

niedziela, 18 grudnia 2011

Wspomnienie


Cześć.

Jestem Piotrek, brat Grzesia.

Postanowiliśmy z rodziną że blog Grzesia będzie kontynuowany. Napisał on kilka utworów których nie zdążył opublikować i my zrobimy to za niego. Może kiedyś komuś zrobi się łatwiej na duszy po przeczytaniu jego twórczości. Na początku napiszę kilka słów o ostatnich dniach życia mojego braciszka:

Był 13 listopada.

Od dwóch dni byliśmy z tatą u Grzesia w odwiedziny. Właśnie weszliśmy do sali po przyjeździe od cioci gdzie nocowaliśmy. Grzesia od paru dni strasznie bolał brzuch i właśnie wrócił z badań. Razem z mamą płakał… wiedział, że jest źle. Pani doktor poprosiła rodziców na rozmowę. Gdy zostaliśmy sami usłyszałem:

- Piotruś zajmij się sobą przez chwilę. powiedział już uśmiechnięty po czym wziął kartkę, długopis i chwile pisał.

Nie minęło raptem 10 minut a Grześ poprosił mnie o przeczytanie wiersza który właśnie napisał, a brzmiał on tak :

Zły tworze, że niby zwyciężyć nie zdołam?

Oj bój się lepiej, ja walce podołam.

I co, że się dwoisz, rośniesz i uciekasz,

Poczekaj, ty się jeszcze mnie tutaj doczekasz.

Z mym orężem – modlitwą i od Boga siłą,

Wszystkie twe szatańskie komórki wyginą.

W mym królestwie miejsca nie ma dla złych stworzeń,

Zniosłem dużo bólu, męki, upokorzeń.

Mam już dość, lecz ile trzeba zniosę jeszcze,

I wygnam ten nowotwór z mego ciała wreszcie.

Rodzice wrócili właśnie z prywatnej rozmowy. Mama poprosiła mnie na korytarz. Wyniki Grzesia były bardzo złe i prawdopodobne było to że go stracimy. Nie mogłem w to uwierzyć. Stracić mojego braciszka ?? Rozpłakaliśmy się…

Byliśmy z nim do końca. Przez tydzień Grzesiu walczył dzielnie i nie dawał za wygraną lecz z dnia na dzień było z nim coraz gorzej.

Dnia 21.11.2011 o godzinie 06:25 bohatersko zwyciężył chorobę i nagrodą był dla niego raj.

Grzesiu był naszym bohaterem. Odkąd dowiedział się o swojej chorobie, ani razu nie powiedział „Dlaczego ja ?”, „Dlaczego mnie to spotkało”. Przyjął swój krzyż dzielnie na barki i dźwigał go ile mógł. Z uśmiechem znosił wszystkie wymioty, zastrzyki, biopsje nie wspominając o amputacji. Do samego końca wierzył w to że mu się uda, że wygra tą nierówną walkę. Bóg miał wobec niego inne plany i mamy nadzieję że tam gdzie teraz jest, jest szczęśliwy i patrzy na nas z uśmiechem.

Każdą wolną chwile staraliśmy się spędzić razem, zapomnieć o chorobie i zrobić wszystko żeby Grzesiu się uśmiechał. Często nam to wychodziło:






Nasz Bohater............


sobota, 20 sierpnia 2011

Decyzja

Witam. Długo myślałem czy chcę aby od razu wszyscy o tym wiedzieli ale doszedłem do wniosku że i tak sie dowiecie. W poniedziałek byłem we Wrocławiu. Nie wiedziałem co mnie czeka czy wyjaśni sie termin operacji czy jednak będę miał kolejną chemię. Lekarze rozmawiali ze sobą i doszli do wniosku że nie ma sensu dawać chemii i że trzeba operować. Pan Profesor powiedział że konieczna jest amputacja kostki. Tzn. Nie konieczna. Powiedział że jeśli się nie zgodzę to można mnie leczyć radioterapią i endoprotezą lecz potem to nie gwarantuje wyleczenia a jeśli nawet to i tak będe wracał co chwilę do szpitala z jakimiś bólami i owrzodzeniami. A więc zgodziłem się. ................ Na początku bałem się okropnie. Samego zabiegu..bóli fantomowych, samotności, postrzegania mnie przez społeczeństwo , dalszego życia. W końcu stracę cząstkę siebie. Lecz teraz ogarnia mnie jakiś spokój. Nie boje sie co będzie potem. Wiem że dam radę. Mam wspaniałą rodzinę i wielu przyjaciół a oni mnie wspierają. Rodzice obiecali że będą robić wszystko by mnie nie bolało i bym normalnie żył. Dziękuje im bardzo. Za wszystko. Za to że są teraz i przez całą moją chorobę. Dla nich nie ważne że nie mają wolnego zawsze są ze mną. Na chemii, biopsji, zawsze. Wspierają mnie i kochają i to mi wystarczy.... Operacji się nadal boję a także bólu po niej. Ale nie jest źle. Poczytałem trochę o protezach i widziałem wielu ludzi. Jak wezmę się w garść to może wrócę do tańca nawet :) Może będę miał w papierach że jestem niepełnosprawny ale zobaczycie ludzie.. :) Będę jak Jasiu Mela albo mój od niedawna wzór Paweł Płoski...Bedzie dobrze ja wam to mówię. W sumie cieszę się z tej amputacji bo to mi gwarantuje o wiele bardziej powrót do zdrowia i zapomnienie o chorobie. A więc w poniedziałek jadę do Wrocławia na amputację.


No nic trzeba wygrać walkę. Trzymajcie kciuki i pa :P

wtorek, 2 sierpnia 2011

Półmetek

Hmm. Lipiec zleciał nieubłaganie a ja znowu opuściłem się w pisaniu na blogu. No co są wakacje. Dużo się zdarzyło od ostatniego wpisu. Udało mi się tak wygospodarować czas po chemii że udało mi się pojechać nad morze. Ba.. gdyby tylko udało. Spędziłem tam prawie tydzień i akurat była ładna pogoda.Odpoczełem i trochę szkoda było wracać do Zgorzelca. Po powrocie było kolejne pakowanie ale już nie na żaden wyjazd. Dostałem termin biopsji z biodra i na tej własnie biopsji minął kolejny tydzień w szpitalu. Było koszmarnie....nie dość że mam chyba z 18 cm rozcięcie na plecach to bolało jak cholera. No ale przyznam że zszyli mi to fachowo. Po biopsji wróciłem do domu tylko na 2 dni żeby znowu się pakować. Nadszedł kolejny termin chemioterapii. Najgorsza była świadomość że akurat wypada ona w moje urodziny. Aha i dziękuje za wszystkie życzenia. No ale nie było tak źle. Całą znowu przespałem.. No i Teraz od soboty jestem w domu. Regeneruje siły. Jutro mam ściągane szwy po biopsji.

Ta chemia okazała się ostatnią chemią przedoperacyjną. Teraz czekamy na wyniki wycinka z biopsji który badają histopatologowie a potem będzie umawiany termin tej najważniejszej operacji. Kurcze strasznie się boje. Taka biopsja dopiero boli a co dopiero wycinanie guza i wkładanie endoprotezy. A jak sie naprawdę okaże że będzie konieczna amputacja. Nie wiem. Pogodziłem się niby z myślą że to może być konieczne i że najważniejsze że będę żyć ale...nie wiem czy się nie załamie. Wiem że jest wielu ludzi którzy tańczą, biegają albo grają w piłkę z protezami ale ja nie wiem czy dam radę. Strasznie się boję.
Pozdrawiam Grzesiek

sobota, 25 czerwca 2011

Wyniki badań

Witam..... Cały tydzień byłem przygnębiony gdyż dowiedziałem się że na poprzednim rezonansie widać coś w Biodrze. Nie wiadomo co to ale podejrzewali przeżuty. Załamałem się lekko. W związku z tym byłem niedawno na badaniu PET CT które jest najlepszym badaniem kości (a zrobienie go prywatnie kosztuje 4 tys zł). Przedwczoraj przeżyłem szok. Pani doktor ( która jest cudowna kobietą) która miała wolny dzień specjalnie pojechała do innej kliniki by odebrać moje wyniki z tego badania. Sama przejmowała się tym "czymś" w biodrze. Ja akurat byłem przez ostatnie 3 dni nad jeziorem odpocząć. Pani Jadzia Węcławek ( bo tak sie nazywa) zadzwoniła do nas by powiedzieć że.................... biodro jest czyste. Na badaniu dostałem promieniotwórczy pierwiastek który na wyniku "świeci się" jeśli są tam komórki rakowe. U mnie świeciła się mała plamka ale powiedzieli że to normalne bo tak się świeci czynnik wzrostu czy jakoś tak. Jeszcze nie na 100% bo będą to badać jeszcze ale biodro jest czyste. A więc jestem szczęśliwy, że hej. Coś czuje że to tylko początek dobrych wiadomości i będzie tylko lepiej. O właśnie...Przyszły też wyniki z tomografu klatki piersiowej. Klatka też jest czysta.... Boże jak ja ci dziękuje. Jeśli ktoś się za mnie modli, bardzo proszę o podziękowanie Bogu za to wszystko. I ja też dziękuje Bogu i wam za modlitwy.

No cóż. Kolejne dwa tygodnie minęły jak z bicza strzelił. W poniedziałek jadę na kolejną chemioterapie do Wrocławia. Nie wiem czy będę w stanie napisać w trakcie więc do zobaczenia po. :D Hej !!!!!

niedziela, 12 czerwca 2011

I znowu odpoczynek.

Ufff I znowu chwila wytchnienia. Miałem tą separacje komórek macierzystych, a więc jestem że tak powiem zabezpieczony. Lekarze się zdziwili gdy zobaczyli ile maszyna wybrała ze mnie dobrych komórek :) Podobno czasami trzeba kilka razy powtarzacz separacje by uzbierać tak zwany 1 komplet a ja po jednej " oddałem" dwa komplety komórek. Może to coś znaczy?? Kto wie? A i najważniejsze.. Kolejna chemia za mną :] Nie wiem jak to jest ale mój organizm już sam chyba wie że przez okres chemii jest ciężko i jak by zapadł w stan hibernacji :P Tzn. nie dosłownie....po prostu przespałem tą chemie prawie całą...3 dni bez przerwy. No ale ważne że już po. Wyniki mam dobre. Będe musiał jeszcze w tym tygodniu jechać do Wrocławia niestety. Na szczęście tylko na tomograf klatki piersiowej..No cóż lekarze muszą mieć komplet badań do operacji. Co tu jeszcze napisac hmmm.... A tak wiem... Oglądałem wczoraj wideo z akcji w MDK i powiem szczerze ze łzy mi leciały z oczu jak opętane. Wszystko było takie piękne. Śpiew, recytowanie, taniec i w ogóle wszystko.
Dziękuje wam ludzie za wsparcie i na prawdę...Jesteście Aniołami :) " Jest cudnie "

środa, 25 maja 2011

Witam

Znowu opuściłem się w pisaniu ale tym razem mam na to racjonalne wytłumaczenie.:] Całe 2 tygodnie mam tak zajęte ze nie miałem czasu. Minęła kolejna chemia.Była ciężka i w pewnej chwili zwątpiłem czy ją przejdę ale dałem radę. W sumie tylko 1 dzień byłem taki podłamany i wymiotowałem. Kurcze..W tym szpitalu to czas mija strasznie powoli. Nudzę się tam jak nigdy. Staram się większość dni przespać lub ( jeśli pozwala na to samopoczucie) wyjść przed klinikę chociaż chwilę powdychać świeżę powierzę. A co do wyjść..Pewnie uznacie to za nic ważnego ale muszę wam ludzie coś powiedzieć. Nie doceniacie świata w koło! Ja zresztą też nie zwracałem na niego uwagi do czasu choroby. Teraz jednak to się zmieniło. Gdy miałem ten okres gdy siedziałem w szpitalu miesiąc i nawet nie mogłem wystawić nosa za okno to gdy w końcu miałem pozwolenie na wyjście prawie się nie popłakałem. Dopiero teraz zauważam i cieszę się z takich rzeczy jak przyroda, słońce, wiatr, deszcz. Nabrałem tez szacunku do człowieka. Poznałem w szpitalu tak wiele osób, a z każdą z nich całkiem inną historię pełną bólu i cierpienia.
Moje wyniki są słabe dlatego wczoraj zmieniłem się w wampira i miałem toczoną krew BRh- :) a dzisiaj w końcu w domu. Wróciłem wprawdzie dopiero o 17. Jeszcze dzisiaj o 10 rano miałem punkcję z 4 miejsc i trepanbiopsję. Zaczęło się miłym odlotem po narkozie dzięki pani Anestezjolog. Jak się dowiedziałem jaką oni mi się wwiercali wiertarką w kość to mój żołądek nie wytrzymał. Teraz leże, odpoczywam i nie mogę się ruszyć, gdyż czuje jakby po plecach przebiegło mi stado słoni. Napisałem w szpitalu kolejny wiersz który też postanowiłem pokazać :] proszę się nie śmiać :)

„Nadzieja”

W pochmurny dzień, ona słońca promykiem.

W trudnych chwilach także rąk matki dotykiem.

I gdy sił nie masz, uśmiechem jest dziewczyny.

A czasem rozmiaru czterolistnej koniczyny.

Lecz bywa że leży na brudnej podłodze.

Porzucona przez ludzi pogrążonych w trwodze.

Bo życie lubi sprawiać wielkie radości.

Choć czasem stawia na drodze nieproszonych gości.

Tworzy trudne i niebezpieczne wyzwania.

Pełne cierpienia i przeszkód nie do pokonania.

Po niektórych zostają blizny lub na sercu rany.

Lecz zawsze jest łatwiej gdy w nadziei trwamy.

Nie czekaj i szybko zbrataj się z Bogiem.

Posłuchaj człowieku co ci teraz powiem.

Choć czasem jest ciężko i świat się zmienia.

Pamiętaj że zbawieniem może być nadzieja.



Teraz jeszcze przez kilka dni mam odpoczywać a około następnego poniedziałku czeka mnie jeszcze przyjazd na Separacje Komórek Macierzystych. No to trudno trzeba to przetrwać. Muszę się spiąć i nie ważne co będzie dalej :] Jestem dobrej myśli. Napisze wkrótce. Pozdrawiam :) Amen



niedziela, 15 maja 2011

Wiersz

Przepraszam, że dawno nie pisałem ale odpoczywałem. Właśnie wróciłem z trzydniowego ,rodzinnego wypadu w góry. Była piękna pogoda i świetnie się bawiłem. Miałem chwilę czasu na refleksje i napisałem nawet wiersz który postanowiłem tu wstawić. Oto on

Anioł zszedł na ziemię i spojrzał mi w oczy.

Stało się to dzisiaj około północy.

Skrzydła bardzo duże a na twarzy trwoga.

Powiedział że wysłannik on ze strony Boga.

Dłoń mi uścisnął i potężnym głosem,

Wyjawił, że ostatnio rozmawiał z mym losem.

Po dłuższej rozmowie powiedział mu Los

Że przyszłość moja pełna jest trosk.

Przeznaczenie zadanie przede mną postawi.

Lecz Bóg od niego przysięga że zbawi. Stawił on jednak jeden wielki warunek,

Że wiara to mego życia ma być kierunek.

Modlitwa to ma być moje oręże,

A wtedy tę walkę na pewno zwyciężę.

Napomniał bym o zdrowiu mym bez przerwy marzył

I uśmiech zagościł na anioła twarzy.

Staliśmy tak na łące, zapachniała trawa.

Wtem zniknął anioł niczym jakaś senna zjawa.

No cóż. Pakuje się właśnie, gdyż jutro jadę na kolejną chemioterapię. Boję się bardzo ale sądzę że dam rade, zwłaszcza wiedząc jakie mam wsparcie ze strony rodziny i przyjaciół. A więc proszę o jedno …. Trzymajcie kciuki !!PA

wtorek, 3 maja 2011

Koncert Star Guard Muffin


Wczoraj byłem na koncercie Star Guard Muffin. W trakcie chemii, gdy dowiedzialem się o koncercie bardzo chcialem na nim być. Wprawdzie kalendarzowo powinienem być jeszcze we Wrocku ale zebrałem się w sobie a wyniki dobre i dzień wcześniej wypuścili mnie :) Było mega i ..... Brak mi słów. Ne posiadam się ze szczęścia. Nie dość ze udało mi się zdobyć jego autograf na plakacie, płycie i naszywkę z nazwą zespołu to miałem szanse poznać go osobiście i zrobić sobie z nim kilka zdjęć. !!!!!!!!!!!!!!!!!!! Jaaaaaaaa po prostu wymiękam. Po wydażeniach jakie mnie dopadły był to najlepszy wieczór i po prostu MEGAAA !!!Myślałem że nie moze być lepiej a tu nagle jeszcze dedykacja dla mnie mojej ulubionej piosenki Bednarka:P :) :] Dziękuje serdecznie wszystkim którzy mnie wspierają, Pani Beacie Zygmuntowicz , "Makenowi" :P i oczywiście Kamilowi Bednarkowi za Cudowny Koncert !!!!!!!!!!!!!!! d^_^b

Dla pięknych chwil warto zyć!!! Szanuj...


A tu dwie najlepsze fotki :] Jedna sam na sam xD a druga jak to ujął Kamil " Takie Rodzinne"



poniedziałek, 2 maja 2011

Odpoczynek

Wreszcie chwila żeby odsapnąć...Po kolejnej agresywnej chemii mam 2 tygodnie odpoczynku. Ale w sumie nie było tak źle. W porównaniu z poprzednimi to tą chemie zniosłem w miare dobrze :) Ohhhhhh. Nigdy nie sądzilem ze tak będe kiedys doceniał czas spędzony z rodziną. Przez ten okres będe starał się jakoś odskoczyc myślami od następnej wizyty we Wrocławiu. Mam jeszcze nadzieję ze pogoda sie poprawi, gdyz chcialbym móc chociaz przez chwilę być na koncercie Kamila Bednarka. No więc... zobaczy sie.

czwartek, 28 kwietnia 2011

2 dzien 3 chemii

Witam. Gdy przeczytałem wczorajszy post to aż się przeraziłem ilością błędów ortograficznych. Musicie mi jednak wybaczyć te byki ale chemia działa na mój układ nerwowy i nie łącze się z odpowiedzialnymi za to komórkami w mózgu. Dzisiaj jest już lepiej. Wymioty ustały ( na razie) a mdłości się zmniejszyły. Kurczę….. Taka ładna tu pogoda we Wrocławiu a ja nawet nosa za drzwi mojej Sali nie mogę wystawić. Wiktorek ( koleżka z Sali) dzisiaj wychodzi i pielęgniarki ostrzegają że na jego miejsce przyjedzie jakaś mała dziewczynka. Nie chcę być niegrzeczny ale jeśli to będzie znowu jakiś rozwydrzony bachor to poproszę lekarza o lek ‘’ Fenaktil” żeby przespać te następne dni. Jestem dobrej myśli. Już minęła prawie połowa tej udręki…..Jak dobrze pójdzie i niczego nie narozrabiam, to już w niedziele mnie wypuszczą do domu. :] Pozdrawiam cały Zgorzelec J i wszystkich przyjaciół.

środa, 27 kwietnia 2011

Chemia

Właśnie jestem w trakcie 3 chemioterapii. :[ Czuje jak bym się rozkładał od środka. Wymiotuje i ledwo pisze ten post. Ratunkuuuu! Mam powoli dość. Ja już nie mam siły. Chcem chodzić do szkoły ( bo mam nauczanie indywidualne) , spotykać się ze znajomymi i po prostu żyć normalnie...... Jestem przykuty do łóżka szpitalnego i nawet spac się nie da bo pompa podająca chemię buczy niemiłosiernie a mały sąsiad z sali ogląda jakieś durne bajeczki. Okazało się na szczęście że nie ma przerzutów.Lekarze mówią że guz ładnie sie zmniejsza i że mają jakiś plan. Przewidują jakąś rozległą operacje, endoprotezą ale ostrzegają żebym przygotował się że mogą mi tą kostkę amputowac. Szczęście w nieszczęściu że nie ma tych przerzutów........Szkoda mi swoich rodziców że muszą sie tak ze mną męczyc. Dobra kończę bu juz mi się literki na ekranie zamazują.... Pa :[

Witam


Nie sądziłem że tak się sprawy potoczą. Na początku wyglądało na normalne skręcenie, które po prostu długo się goi. Akceptowałem, że to może być idiopatyczne zapalenie stawów lub inne świństwo ale że nowotwór?? Ale zaraz, zaraz! Zacznijmy od początku. Nazywam się Grzegorz Woźniak. Mam w chwili obecnej 15 lat i do tej pory byłem normalnym nastolatkiem. No, może nie koniecznie normalnym ale nastolatkiem. Tańczyłem hip hop i uczyłem się w gimnazjum. Żyłem sobie spokojnie do pewnego pechowego popołudnia. Mianowicie skręciłem kostkę. Zwykły uraz. Przeskakiwałem miedzy łóżkami i noga zaklinowała mi się między nimi. Upadłem no i bach. Pojechaliśmy do lekarza. Kazali włożyć nogę w gips na 6 tygodni. Gdy okres ten minął, zdjęli gips. No cóż, noga była mocno spuchnięta ale tłumaczyli to długim unieruchomieniem stawu. Mijały dni, tygodnie, miesiące a kostka tylko puchła. Moja mama jest fizjoterapeutką i załatwiła mi komplet zabiegów rehabilitacyjnych ale to nic nie dawało. Lekarze wysłali mnie w końcu na zdjęcia Rtg z podejrzeniem zerwania ścięgna. Na zdjęciach nic nie było. Ścięgna i wiązadła były całe. Zdecydowano się na ostrzyknięcie stawu środkiem sterydowym przeciwzapalnym. Po tym było już koszmarnie. W nocy nie spałem nawet 5 nocy w tygodniu przez co moje oceny się pogorszyły. Żadne leki przeciw bólowe nie działały. Zostałem skierowany na Rezonans Magnetyczny. Gdy przyszły wyniki dowiedziałem się najgorszego. Okazało się że w około kości piętowej są nacieki i guz. Było podejrzenie nowotworu ale jeszcze nie na sto procent a więc wysłano mnie do Wrocławia na Biopsje kostki. Leżałem 2 tygodnie w szpitalu. Wyniki potwierdziły nasze obawy. Okazało się że mam raka. Został mi wszczepiony w klatkę piersiową Browiak ( wejście centralne do żyły) i zostałem przewieziony na odział hematologii. Dostałem pierwszy blok chemioterapii. Było okropnie. Przez 4 dni wymiotowałem i spałem. W końcu po czterech tygodniowym pobycie tam zostałem puszczony na 2 tygodnie do domu. Zostałem mile zaskoczony gdyż wszyscy moi bliscy zrobili mi niespodziankę. Zorganizowali przyjęcie na moją cześć. W ogóle nie spodziewałem się, że tylu osobom na mnie zależy. Tak wielu ludzi mnie odwiedziło. Zorganizowano msze świętą za moje zdrowie. Dostaje wiadomości ze słowami otuchy od osób których nie znam. Moi znajomi ze szkoły nie pozwalają mi się nudzić zapełniają każdą moją wolną chwile. Nie rozróżniam kto robi to z miłości, przyjaźni, litości lub po prostu z dobrego wychowania ale na prawdę, aż się łezka kręci w oku. Dostaje wiele maskotek, kartek i listów. W szkołach i innych instytucjach są organizowane zbiórki pieniędzy aby pomóc mi w leczeniu. Tak wiele ludzi chce pomóc. Myślałem że świat jest zły. Jest niesprawiedliwy bo dlaczego bóg karze takich ludzi jak ja i w ogóle dobrych ludzi i zsyła na nich takie choroby. Poznałem w szpitalu trochę osób i naprawdę nie wiem dlaczego świat karze niewinnych ludzi. No więc doszedłem do wniosku że świat jest niesprawiedliwy ale nie zły. Są dobrzy ludzie na Ziemi i to naprawdę dodaje mi otuchy i chęci do walki. Musze wygrać tą walkę. Dla siebie, dla rodziców, rodziny, przyjaciół i znajomych. Mam też jeszcze jeden cel. Moja ciocia miała urodziny kiedy byłem w szpitalu i nie miałem dla niej prezentu. gdy mnie odwiedziła, przeprosiłem ją za to że nic jej nie dałem. Ona popatrzyła na mnie i powiedziała że ona chce tylko jeden prezent. Najlepszym prezentem będzie to że wyzdrowieje. Obiecałem że to zrobię no i postaram się dotrzymać słowa....