czwartek, 28 kwietnia 2011

2 dzien 3 chemii

Witam. Gdy przeczytałem wczorajszy post to aż się przeraziłem ilością błędów ortograficznych. Musicie mi jednak wybaczyć te byki ale chemia działa na mój układ nerwowy i nie łącze się z odpowiedzialnymi za to komórkami w mózgu. Dzisiaj jest już lepiej. Wymioty ustały ( na razie) a mdłości się zmniejszyły. Kurczę….. Taka ładna tu pogoda we Wrocławiu a ja nawet nosa za drzwi mojej Sali nie mogę wystawić. Wiktorek ( koleżka z Sali) dzisiaj wychodzi i pielęgniarki ostrzegają że na jego miejsce przyjedzie jakaś mała dziewczynka. Nie chcę być niegrzeczny ale jeśli to będzie znowu jakiś rozwydrzony bachor to poproszę lekarza o lek ‘’ Fenaktil” żeby przespać te następne dni. Jestem dobrej myśli. Już minęła prawie połowa tej udręki…..Jak dobrze pójdzie i niczego nie narozrabiam, to już w niedziele mnie wypuszczą do domu. :] Pozdrawiam cały Zgorzelec J i wszystkich przyjaciół.

środa, 27 kwietnia 2011

Chemia

Właśnie jestem w trakcie 3 chemioterapii. :[ Czuje jak bym się rozkładał od środka. Wymiotuje i ledwo pisze ten post. Ratunkuuuu! Mam powoli dość. Ja już nie mam siły. Chcem chodzić do szkoły ( bo mam nauczanie indywidualne) , spotykać się ze znajomymi i po prostu żyć normalnie...... Jestem przykuty do łóżka szpitalnego i nawet spac się nie da bo pompa podająca chemię buczy niemiłosiernie a mały sąsiad z sali ogląda jakieś durne bajeczki. Okazało się na szczęście że nie ma przerzutów.Lekarze mówią że guz ładnie sie zmniejsza i że mają jakiś plan. Przewidują jakąś rozległą operacje, endoprotezą ale ostrzegają żebym przygotował się że mogą mi tą kostkę amputowac. Szczęście w nieszczęściu że nie ma tych przerzutów........Szkoda mi swoich rodziców że muszą sie tak ze mną męczyc. Dobra kończę bu juz mi się literki na ekranie zamazują.... Pa :[

Witam


Nie sądziłem że tak się sprawy potoczą. Na początku wyglądało na normalne skręcenie, które po prostu długo się goi. Akceptowałem, że to może być idiopatyczne zapalenie stawów lub inne świństwo ale że nowotwór?? Ale zaraz, zaraz! Zacznijmy od początku. Nazywam się Grzegorz Woźniak. Mam w chwili obecnej 15 lat i do tej pory byłem normalnym nastolatkiem. No, może nie koniecznie normalnym ale nastolatkiem. Tańczyłem hip hop i uczyłem się w gimnazjum. Żyłem sobie spokojnie do pewnego pechowego popołudnia. Mianowicie skręciłem kostkę. Zwykły uraz. Przeskakiwałem miedzy łóżkami i noga zaklinowała mi się między nimi. Upadłem no i bach. Pojechaliśmy do lekarza. Kazali włożyć nogę w gips na 6 tygodni. Gdy okres ten minął, zdjęli gips. No cóż, noga była mocno spuchnięta ale tłumaczyli to długim unieruchomieniem stawu. Mijały dni, tygodnie, miesiące a kostka tylko puchła. Moja mama jest fizjoterapeutką i załatwiła mi komplet zabiegów rehabilitacyjnych ale to nic nie dawało. Lekarze wysłali mnie w końcu na zdjęcia Rtg z podejrzeniem zerwania ścięgna. Na zdjęciach nic nie było. Ścięgna i wiązadła były całe. Zdecydowano się na ostrzyknięcie stawu środkiem sterydowym przeciwzapalnym. Po tym było już koszmarnie. W nocy nie spałem nawet 5 nocy w tygodniu przez co moje oceny się pogorszyły. Żadne leki przeciw bólowe nie działały. Zostałem skierowany na Rezonans Magnetyczny. Gdy przyszły wyniki dowiedziałem się najgorszego. Okazało się że w około kości piętowej są nacieki i guz. Było podejrzenie nowotworu ale jeszcze nie na sto procent a więc wysłano mnie do Wrocławia na Biopsje kostki. Leżałem 2 tygodnie w szpitalu. Wyniki potwierdziły nasze obawy. Okazało się że mam raka. Został mi wszczepiony w klatkę piersiową Browiak ( wejście centralne do żyły) i zostałem przewieziony na odział hematologii. Dostałem pierwszy blok chemioterapii. Było okropnie. Przez 4 dni wymiotowałem i spałem. W końcu po czterech tygodniowym pobycie tam zostałem puszczony na 2 tygodnie do domu. Zostałem mile zaskoczony gdyż wszyscy moi bliscy zrobili mi niespodziankę. Zorganizowali przyjęcie na moją cześć. W ogóle nie spodziewałem się, że tylu osobom na mnie zależy. Tak wielu ludzi mnie odwiedziło. Zorganizowano msze świętą za moje zdrowie. Dostaje wiadomości ze słowami otuchy od osób których nie znam. Moi znajomi ze szkoły nie pozwalają mi się nudzić zapełniają każdą moją wolną chwile. Nie rozróżniam kto robi to z miłości, przyjaźni, litości lub po prostu z dobrego wychowania ale na prawdę, aż się łezka kręci w oku. Dostaje wiele maskotek, kartek i listów. W szkołach i innych instytucjach są organizowane zbiórki pieniędzy aby pomóc mi w leczeniu. Tak wiele ludzi chce pomóc. Myślałem że świat jest zły. Jest niesprawiedliwy bo dlaczego bóg karze takich ludzi jak ja i w ogóle dobrych ludzi i zsyła na nich takie choroby. Poznałem w szpitalu trochę osób i naprawdę nie wiem dlaczego świat karze niewinnych ludzi. No więc doszedłem do wniosku że świat jest niesprawiedliwy ale nie zły. Są dobrzy ludzie na Ziemi i to naprawdę dodaje mi otuchy i chęci do walki. Musze wygrać tą walkę. Dla siebie, dla rodziców, rodziny, przyjaciół i znajomych. Mam też jeszcze jeden cel. Moja ciocia miała urodziny kiedy byłem w szpitalu i nie miałem dla niej prezentu. gdy mnie odwiedziła, przeprosiłem ją za to że nic jej nie dałem. Ona popatrzyła na mnie i powiedziała że ona chce tylko jeden prezent. Najlepszym prezentem będzie to że wyzdrowieje. Obiecałem że to zrobię no i postaram się dotrzymać słowa....