poniedziałek, 19 grudnia 2011
niedziela, 18 grudnia 2011
Wspomnienie
Cześć.
Jestem Piotrek, brat Grzesia.
Postanowiliśmy z rodziną że blog Grzesia będzie kontynuowany. Napisał on kilka utworów których nie zdążył opublikować i my zrobimy to za niego. Może kiedyś komuś zrobi się łatwiej na duszy po przeczytaniu jego twórczości. Na początku napiszę kilka słów o ostatnich dniach życia mojego braciszka:
Był 13 listopada.
Od dwóch dni byliśmy z tatą u Grzesia w odwiedziny. Właśnie weszliśmy do sali po przyjeździe od cioci gdzie nocowaliśmy. Grzesia od paru dni strasznie bolał brzuch i właśnie wrócił z badań. Razem z mamą płakał… wiedział, że jest źle. Pani doktor poprosiła rodziców na rozmowę. Gdy zostaliśmy sami usłyszałem:
- Piotruś zajmij się sobą przez chwilę. – powiedział już uśmiechnięty po czym wziął kartkę, długopis i chwile pisał.
Nie minęło raptem 10 minut a Grześ poprosił mnie o przeczytanie wiersza który właśnie napisał, a brzmiał on tak :
Zły tworze, że niby zwyciężyć nie zdołam?
Oj bój się lepiej, ja walce podołam.
I co, że się dwoisz, rośniesz i uciekasz,
Poczekaj, ty się jeszcze mnie tutaj doczekasz.
Z mym orężem – modlitwą i od Boga siłą,
Wszystkie twe szatańskie komórki wyginą.
W mym królestwie miejsca nie ma dla złych stworzeń,
Zniosłem dużo bólu, męki, upokorzeń.
Mam już dość, lecz ile trzeba zniosę jeszcze,
I wygnam ten nowotwór z mego ciała wreszcie.
Rodzice wrócili właśnie z prywatnej rozmowy. Mama poprosiła mnie na korytarz. Wyniki Grzesia były bardzo złe i prawdopodobne było to że go stracimy. Nie mogłem w to uwierzyć. Stracić mojego braciszka ?? Rozpłakaliśmy się…
Byliśmy z nim do końca. Przez tydzień Grzesiu walczył dzielnie i nie dawał za wygraną lecz z dnia na dzień było z nim coraz gorzej.
Dnia 21.11.2011 o godzinie 06:25 bohatersko zwyciężył chorobę i nagrodą był dla niego raj.
Grzesiu był naszym bohaterem. Odkąd dowiedział się o swojej chorobie, ani razu nie powiedział „Dlaczego ja ?”, „Dlaczego mnie to spotkało”. Przyjął swój krzyż dzielnie na barki i dźwigał go ile mógł. Z uśmiechem znosił wszystkie wymioty, zastrzyki, biopsje nie wspominając o amputacji. Do samego końca wierzył w to że mu się uda, że wygra tą nierówną walkę. Bóg miał wobec niego inne plany i mamy nadzieję że tam gdzie teraz jest, jest szczęśliwy i patrzy na nas z uśmiechem.
Każdą wolną chwile staraliśmy się spędzić razem, zapomnieć o chorobie i zrobić wszystko żeby Grzesiu się uśmiechał. Często nam to wychodziło:

Nasz Bohater............
Subskrybuj:
Posty (Atom)